9 lipca 2017

Wykończyłam... czyli projekt denko #2


Dawno mnie tu nie było... mam nadzieję że ta druga połowa roku będzie lepsza pod tym względem... Ale nie o tym :)
Przychodzę dzisiaj do Was z kolejnym projektem denkiem. Trochę się tego znowu uzbierało więc zaczynam. 



Kosmetyki do włosów zużywam dość szybko z  racji tego że sięgają mi one do pasa :) Szczególnie szybko kończą mi się szampony i zwykłe odżywki. Ostatnie które wykończyła to szampon z Baikal i Babuszki Agafii. Dla mnie szampony powinny dobrze umyć włosy i przygotować je na maskę czy odżywkę. Te właśnie takie były. Nie podrażniały też skóry głowy i nie powodowały łupieżu.  Czy wrócę do nich ponownie - nie wiem. Jeśli wpadną znowu w moje ręce i nie będę miała żadnych innych to pewnie tak. Ale jak wspomniałam wcześniej nie przywiązuje do nich szczególnej wagi. 

Maska biovax intensywnie regenerująca do włosów ciemnych. Kompletnie u mnie się nie sprawdziła. włosy były po niej bez życia, bez blasku, nie chciały się układać, wyglądały jak by były nieumyte. Nie kupię więcej żadnej maski z Biovaxu. To nie była moja pierwsza ale ostatnia już na pewno. Zużyłam ją nakładając na włosy razem z olejem przed myciem włosów. To samo mogę powiedzieć o tej bananowej masce z Kallosa. Nie sprawdziła się u mnie zupełnie. Zużyłam ją tak w taki sam sposób jak tą z Biovaxu.



Czarne syberyjskie mydło Agafii - używałam tego mydła do mycia ciała ale też i włosów. Na moją skórę miało działanie  wysuszające ale do mycia włosów sprawdziło się idealnie. Nie jest to najbardziej wydajny produkt ale warto wypróbować. Uważam je lepsze niż jeden szampon. Gdy będę miała okazje to kupie je ponownie. 

Żel pod prysznic Dove o zapachu granatu i werbeny cytrynowej. Kosmetyk o kremowej konsystencji i dość słodkim zapachu. Używałam go jak jeszcze było chłodniej więc zapach nie męczył. Dobrze mył ale też wysuszał moją skórę dlatego nie kupię go ponownie. Też wybieram kosmetyki o bardziej naturalnych składach, ten dostałam jakiś czas temu w prezencie wiec zużyłam.
Babydream żel do mycia dla niemowląt 500 ml.  Jest to delikatny żel do mycia ciała i włosów o dobrym składzie, nie wysusza mojej skóry, zapach jest bardzo delikatny ale pod koniec czasem mnie trochę już męczy. Jednak lubię ten żel za skład, cenę, pojemność, w użyciu mam kolejne opakowanie które na pewno nie będzie ostatnie. Do mycia włosów u mnie się zupełnie nie sprawdził. 



Kolejny produkt do mycia to kolonialna pianka z Organique. Zapach ma obłędny, taki męski :) i to tyle z plusów tego produktu. Wysuszał mi skórę, skład dość kiepski, cena wysoka. Również dostałam ją w prezencie. Raczej nie skuszę się na nią ponownie.

Kolejnym kosmetykiem jest różany  peeling cukrowy z nasionami malin i olejkiem arganowym Nacomi. Bardzo fajny peeling o dobrym, naturalnym składzie. Co mogę powiedzieć - robi co ma robić i tyle :) Czasem nawet po tym peelingu odpuszczałam sobie już balsamowanie.   Myślę że osoby z bardzo delikatna skóra powinny uważać bo drobinki choć niepozorne są konkretne. Na pewno kupię kolejne opakowania tylko o innych wersjach zapachowych. Cena nie jest najniższa ale za ten skład i działanie warto.  
Odżywka do włosów John Frieda brilliant brunette. Była to mała próbka kupiona na jakiś wyjazd. Na moich długich, średnioporowatych włosach sprawdziła się dobrze. Pięknie je wygładzała i nadawała im blask, włosy były sypkie i zdyscyplinowane. Dla mnie minusem jest jej skład ale może za jakiś czas przymknę na to oko i kupię ja ponownie :) Minusem tez może być cena. Pełnowymiarowe opakowania nie należą do najtańszych. 

Oliwka do ciała Hipp. Mój ogromny ulubieniec z tej kategorii kosmetyków. Uwielbiam za wszystko przede wszystkim za działanie ale również za zapach, za to że jak na oliwkę dość szybko się wchłania, skład cena. Przy najbliższej wizycie w Pl kupuje kolejne opakowanie. Jeśli boicie się oliwek do ciała to spróbujcie tej, nie będziecie zawiedzione :)

Krem do twarzy na dzień i na noc  z Orientany Ashwagandha i żeń - szeń indyjski. Ten krem jeśli dobrze pamiętam był w jednym z pudełek naturalnie z pudełka które zamawiam prawie co miesiąc. Zawsze znajdę tam coś dobrego :) Ale wracając do kremu...Przed jego pierwszym użyciem nie wiedziałam zupełnie czego mam się spodziewać, ponieważ wiedziałam o nim tylko tyle że skład ma naturalny i dobry. Nie mając nic innego zaczęłam go używać i nie żałowałam. Świetny, treściwy, odżywczy krem idealny na jesień i zimę. Używałam go pod minerały. Jeśli nie znajdę nic innego to na jesień sięgnę po kolejne opakowanie .

Kolejny zużyty produkt to złuszczająca maska do stóp lub jak kto woli złuszczające skarpetki :) Kupione pod wpływem chwili na lotnisku w Warszawie. Zrobiły swoją robotę. Chciałam kupić kolejne opakowanie gdy byłam na lotnisku ale już ich nie było. 
Himalajska sól do kąpieli Westlab. Te sole kupuję w tkmaxxie. Zawsze gdy planuje wziąć dłuższą kąpiel lub jestem po treningu i czuję się wyjątkowo zmęczona dodaje ją do wody. Zawsze mam je w swojej łazience.



To już ostanie zużyte produkty do opisania :) Pasta do zębów z Ziaji mintpefekt szałwia. Dla mnie bubel. Chwilę po umyciu zębów miałam wrażenie że zostały umyte nie kilka minut temu a wczoraj. 

Rozszerzająca się nić dentystyczna Jordan expanding. Bardzo dobra nić. Polecam ją serdecznie. Robi co ma robić jednocześnie jest delikatna i nie rani dziąseł które mam wyjątkowo wrażliwe. W użyciu mam kolejne opakowanie.
Trzy ostatnie produkty to jak widzicie produkty od ust. Sylveco odżywcza pomadka z peelingiem jest moim wielkim ulubieńcem, to zużyte opakowanie jest moim drugim a w użyciu jest już trzecie. Świetnie peelinguje usta przy okazji dając przyjemnie uczucie ich odprężenia, nawilża, ładnie pachnie, skład bardzo dobry, cena też, nic tylko kupować i używać. 

Balsam do ust Tisane podobnie jak pomadka z Sylveco, sprawdza się świetnie, zawsze mam ją w torebce. Nawet nie wiem które to już wykończona sztuka a używam kolejnego. Minusem może być to że jak jest bardzo ciepło to ona się robi dość miękka i musimy uważać żeby przy aplikacji jej nie złamać. Dla mnie osobiście to nie przeszkadza, po prostu pamiętam żeby jej wtedy za wiele nie wysuwać. Wersję w słoiczku też mam i polecam.

Trzeci i ostatni już produkt do ust to jajeczko eos o zapachu summer fruit. Ten produkt jest dla mnie idealny do stosowania w ciągu dnia gdy nie mam nadmiernie przesuszonych ust. Wtedy mam je odpowiednie nawilżone i nie mam uczucia ściągnięcia. Jest to produkt o naturalnym składzie jednak cena jak za produkt do ust nie jest mała. To jest moje druga lub trzecia zużyta sztuka - nie pamiętam. W torebce mam kolejne opakowanie. Wszystkie te produkty są bardzo dobre i póki co nie potrafię z żadnego z nich zrezygnować bo każdy ma swoje zadania. Sylveco używam gdy moje usta potrzebują masażu i odżywienia. Balsamu z tisane gdy usta są narażone na zimno, wiatr a jajeczka eos używam jako codziennej, niewymagającej pielęgnacji. 
To tyle na dzisiaj. Do usłyszenia w następnym poście ;)

30 marca 2017

Dwa razy w twarz



Czy byliście kiedyś  w takim momencie życia, że to na co czekaliście nawet kilka lat (jak w moim przypadku) to co mogłoby odmienić całe Wasze życie,  nagle macie to na wyciągnięcie ręki, wystarczy powiedzieć tylko 'tak' a Wy świadomie mówicie 'nie' bo jesteście zaślepieni czymś co i tak nie ma przyszłości? Mam nadzieje że nie bo to straszne uczucie.

Pierwszy policzek był wtedy kiedy dowiedziałam się, że swoje uczucia i marzenia muszę schować gdzieś głęboko do kieszeni, żeby tylko schować... wymazać je z pamięci i już nigdy do nich nie wracać. Drugi,zaraz po tym pierwszym, kiedy dowiedziałam się że to co chciałam stworzyć, zbudować mogę zrobić, wystarczy 'tylko' przetransferować uczucia w inna stronę. 
Nigdy nie znalazłam się w takiej sytuacji i nigdy więcej nie chce w takiej znowu być. 
Żałuje że nie ma  żadnego poradnika z którego mogłabym skorzystać, punkt po punkcie wypełniać kolejne zadania i za 2 tygodnie być znowu sobą, być silna, stabilna, wrócić do swojego życia z przed kilku miesięcy. 

Jednak jak mawiają, nic się nie dzieje bez przyczyny... Pewnie to wszystko musiało być po coś. Tylko po  co?  Żeby cierpieć, żeby nie mieć ochoty na nic, z trudem oddychając i chodząc do pracy? Tym bardziej  boli to, że jest wiosna, że jest ciepło, że jest słońce, wszystko budzi się do życia... A mnie nic z tego nie cieszy... Moje ostatnie z ulubionych powiedzeń gdy brak już słów...ŻYCIE

Na szczęście jestem osobą która pomimo beznadziejnego położenia próbuje znaleźć jakieś dobre strony i zaczynam skupiać się nad tym co mam, co przede mną, co jest dobre. Staram się wyciągnąć wnioski i z trudem ale iść powoli do przodu, żeby nie stać w miejscu czy co gorsza cofać się.  Bo to jest najgorsze co możemy dla siebie zrobić. No i nikt i nic nie jest tego warte tym bardziej jeśli nie roztacza przed Nami sensownej przyszłości. Trzeba to przełknąć, swoje wypłakać i pomimo że nie raz jeszcze będzie ciężko nie wolno się poddawać tylko z tym całym bagażem doświadczeń, wyciągniętymi wnioskami iść dalej, może powoli, może naprawdę małymi kroczkami, ale ciągle iść. 

No i w takich momentach zawsze też  myślę że inni mają gorzej, nie mają nawet tego co ja, więc ja nie mam tak źle. Nie porównuje siebie do nikogo, nie licytuje się z niczyimi problemami bo dla każdego jego problemy, troski czy zmartwienia są najważniejsze, największe. Racjonalnie i zdrowo jednak patrząc na to wszystko to wiem że pewnie sporo osób zamieniłoby się chętnie ze mną na miejsca, bo jestem zdrowa, bo mam dwie zdrowe ręce, którymi mogę wszystko zrobić,  bo mam dwie zdrowe nogi, które poniosą mnie gdzie tylko chcę, bo mam pracę, nie jest to moja wymarzona praca, wręcz przeciwnie, nigdy nie chciałam takiej mieć, ale ją mam a dzięki niej mogę sobie pozwolić na spełnianie moich marzeń czy zachcianek, bo mam zdrowych rodziców i zdrowe rodzeństwo. Co prawda nie mam ich blisko przy sobie ale w każdej chwil mogę do nich zadzwonić czy wsiąść w samolot i do nich lecieć. Bo miałam okazję odwiedzić trochę miejsc i dalej mam taką możliwość. 
Przez to położenie w którym się znalazłam poczyniłam też pewne plany na przyszłość bo od jakiegoś czasu żyłam tak z dnia na dzień, bez żadnych długookresowych planów. 

Taki styl życia na chwilę się sprawdza ale nie dłużej, tym bardziej że w końcu trzeba podjąć decyzje gdzie chce się osiąść na stałe. Postanowiłam też podnieść swoje kwalifikacje w pracy. W najbliższym czasie nie zamierzam z niej rezygnować więc w taki sposób coś zmienię. Mogłam zrobić to już dawno, ale nie wierzyłam w siebie, bałam się, czekałam na idealny moment (który nigdy nie nadejdzie). Teraz też mam duże obawy czy pomyślnie przejdę ten kurs, czy później sobie poradzę. Ale chcę tego bardziej niż wcześniej, jestem bardziej zdeterminowana, pełna nadziei i optymizmu, że to się uda, Też nie chcę żeby to strach kierował moim życiem, już nie.  
Czas na pokonywanie własnych lęków i słabości. 
Tym zdaniem kończę tego posta. Musiałam sobie przypomnieć za co jestem wdzięczna życiu, jak się ze mną obchodzi, pomimo tych policzków które czasem od niego dostaje.




























5 lutego 2017

Wszystko albo nic czyli jak wytrwać w postanowieniach


Jak ten czas szybko leci, już mamy początek lutego, 1/12 roku już za Nami. A czy 1/12 postanowień też jest już za Wami? Jak to u Was jest? :) Dalej trwacie w swoich postanowieniach czy odpoczywacie od nich? Dzisiaj przychodzę do Was właśnie w tej sprawie.

Przez długi czas zawsze robiłam postanowienia, nie tylko noworoczne, były też te zaczynane od nowego miesiąca, tygodnia, od jutra, po urlopie, zacznę wtedy jak ogarnę pokój, mieszkanie, a to zajmie mi hoho ze 2 tygodnie jak nic. I tak wymyślałam bo zawsze było coś ważniejszego, no i nie miałam jeszcze kalendarza wypełnionego po brzegi godzina po godzinie co będę robić, ile treningów w ciągu tygodnia, jakie, ile posiłków w ciągu dnia będę jadła itd. (najłatwiej mi jest to przedstawić właśnie na przykładzie postanowień z treningami i dietą, na tym będę się opierać w tym poście, jednak można to odnieść do wszystkiego innego) Gdy już miałam w końcu ten napięty grafik na najbliższy miesiąc (oczywiście niejeden wysokiej klasy sportowiec nie miał tylu godzin treningów w tygodniu co ja i takiej diety co ja :D) ruszałam z tym wszystkim, wiadomo zawsze od poniedziałku, bo tak jakoś lżej od początku tygodnia. 

Pierwsze dwa tygodnie wszystkie punkty odhaczone, treningi, zakupy, gotowanie, do tego praca  i wszystkie inne domowe obowiązki, spotkanie ze znajomymi odpadało, bo w piątkowy wieczór trening na 20.00 a jak tego nie zrobię czy przełożę to wszystko przecież się  zawali. Całe moje kilkutygodniowe planowanie, przygotowywanie się do tych wielkich zmian runie niczym domek z kart. A ja nie mogłam na to pozwolić, bo przecież jak to, ja zrobię wtedy tylko załóżmy 80 % z moich planów na dzisiaj. Gdzie ja wcisnę te 20 % jutro czy w następnych dniach jak wszystko jest skrzętnie zaplanowane niemalże co do minuty. Wtedy dłuższa kolejka w sklepie już denerwowała bo czas przeznaczony na dzisiejsze zakupy będzie dłuższy niż zaplanowany iiii, no właśnie i co? 

Wtedy w takich momentach gdy dojdzie jeszcze gorsze samopoczucie, zmęczenie i ogólna niemoc, mamy ochotę tylko usiąść przed tv, zjeść pizze i czekoladę, a nie na siłowy trening na plecy, na kurczaka z ryżem i batoniki z odżywki, oleju kokosowego i daktyli. Buuuum, stało się, treningu nie było tylko film i objadanie się niezdrowymi słodkościami. I w tym momencie następuje koniec, poddanie się, wszystko skończone, trzeba od nowa wszystko układać i planować aby za kilka tygodni znów ruszyć pełną parą, ze zdwojoną siłą i determinacją. Ale co pomiędzy tym wszystkim? Dalej siedzenie i nic nie robienie, objadanie się, użalanie się nad sobą że znowu mi nie wyszło? Czyli albo wszystko albo nic?





Przedstawiam to wszystko w taki trochę obrazowy sposób ale tak właśnie to mniej więcej wyglądało u mnie i wiem że u wielu wielu innych osób też. To takie błędne koło. Najpierw mozolne przygotowania się aby ruszyć z nowym planem treningów, diety kilka dni tygodni, kurczowe trzymanie się grafiku, jeden gorszy dzień, wypadamy z obiegu i następuje znowu ten czas nic nie robienia, okres demotywacji, poczucia beznadziejności by powoli znowu zbierać siły i zaczynać planowanie od nowa. Tu się koło zamyka i zaczyna wszystko od początku. 

Trzeba jednak w końcu powiedzieć STOP. Taki cykl jest niezdrowy dla Naszego organizmu jak i psychiki, tracimy stabilizację, poczucie równowagi, do tego dochodzą stany poczucia beznadziejności, bo nie potrafimy trzymać się planu, ale nie widzimy już tego że jest to plan nie do realizowania na dłuższą metę, bo narzuciliśmy dla siebie zbyt wiele i fizycznie nie jesteśmy w stanie tego wykonać bo doba ma tylko 24 godz i się nie rozciągnie a m też potrzebujemy czasu na odpoczynek a tego często nasze kalandarze już nie zawierają. 

Teraz czas na jedno z podstawowych pytań. Dlaczego ustawiłaś sobie plan 6 ciężkich treningów na siłowni na tydzień? Dlaczego wyrzuciłaś z diety chleb i ziemniaki a zastąpiłaś to znienawidzoną od dzieciństwa kaszą gryczaną i kuskus? Rozumiem,  chcesz schudnąć? Bo to jest teraz modne? Świetnie! Ale czy to jest właśnie odpowiednia droga? . Robienie czegoś w brew sobie, czegoś czego się nie lubi nie przyniesie zamierzonych efektów, wręcz przeciwnie, bo jak długo można robić coś czego się w ogóle nie lubi i nie sprawia Nam to w ogóle radości? No właśnie, w tym wszystkim jest problem. 

Więc zacznijmy jeszcze raz...Chcesz schudnąć? Bo to jest modne? Świetnie! Możesz pójść do dietetyka i trenera personalnego, oni Cię poprowadzą, albo zajrzeć do internetu, który jest kopalnią wiedzy, trzeba tylko umiejętnie z tego korzystać, znajdziemy tu wszystko.  Przede wszystkim należy podejść do tego na luzie, bez stresu i bez kilku tygodni planowania :) Wplatajmy te postanowienia powoli, dajmy sobie czas na ich realizacje, sprawdzajmy jak idą postępy, ale zachowujmy przy tym równowagę i zdrowy rozsądek. Jeśli chodzi o treningi to znajdźmy taki rodzaj sportu który naprawdę będzie sprawiał Nam radość. Nie kupujmy karnetu na siłownię od razu na rok bo wszyscy w styczniu idą na siłownię to pójdę i ja, a że opłata za cały rok z góry wychodzi najtaniej a przecież na pewno będę chodzić to co tam, biorę. A może najpierw trzeba wziąć pod uwagę czy taka forma aktywności będzie Nam odpowiadała? Tym bardziej jeśli dopiero zaczynamy swoją przygodę z siłownią. To nie jest dla każdego.  
Tak samo jest z bieganiem, nie kupujmy od razu butów specjalnie do biegania za 300 zł bo mogą leżeć w kącie i się kurzyć. Jest tyle różnych dyscyplin sportowych że na pewno coś wybierzecie. Siłownia, treningi indywidualne, zajęcia grupowe jak np wspólny trening na mięśnie nóg, szczególnie ud i pośladków (najczęściej takie treningi są w ramach karnetów na siłownie) bieganie, basen (ochh jak ja za nim tęsknie) joga, to tylko  kilka z wielu propozycji. Już coś wybraliście? Jeśli wiąże to się z jakąś opłatą wykupcie zajęcia najpierw tylko miesiąc, sprawdzicie czy się Wam to podoba, czy opowiada, czy czujecie się dobrze i czy czujecie radość po takim treningu czy jednak nie. Dopiero później zdecydujcie o kilkumiesięcznym karnecie, jeśli wszystko Wam będzie odpowiadało. Ale nie narzucajcie sobie 5 czy 6 zajęć w tygodniu, szybo możecie poczuć się tym zmęczeni nawet jeśli początkowo sprawiało Wam to radość. Wpiszcie do kalendarza 3 w ciągu tygodnia i czekajcie na to z niecierpliwością, cieszcie się każdą minutą spędzoną na treningu i tym uczuciem tuż po, jak kolejny raz możemy powiedzieć że było fajnie, pomimo że nie lekko, ale w tym cały myk żeby stawiać poprzeczkę coraz wyżej żeby właśnie nie było za lekko, żeby poczuć że Nasze ciało pracuje :) 


Dajmy jednak Naszemu ciału czas na odpoczynek, regenerację, niech dobrze przygotuje się na kolejne starcie :) Nie jesteśmy sportowcami którzy muszą trenować po kilka godzin dziennie 6 razy w tygodniu, to ma stać się Naszym dobrym nawykiem, niech to się stanie Naszym stylem życia, a efekty uboczne jeśli ktoś na nie czeka w postaci ubywających kg czy cm, w postaci ładniejszego, bardziej wyrzeźbionego, jędrnego, gibkiego, silnego ciała przyjdą same, z czasem. Analogicznie odnosi się to do diety (w ogóle nie lubię tego słowa). Odstawcie bądź ograniczcie z jadłospisów to co jest wysoko przetworzone, to co jest naprawdę przez wszystkich uznane za niezdrowe, znajdźcie zamienniki, wprowadźcie do posiłków więcej warzyw i owoców. To są podstawowe działania ale potrafią zdziałać cuda. Nie trzeba od razu wyrzucać całej zawartości lodówki i kuchennych półek i wprowadzać całkiem nowe produkty. Uważajcie też na wszystko z etykietą bio, eko i bez cukru, często te produkty są bardziej nafaszerowane chemią niż te zwykle. I znowu apel o równowagę i rozsądek w tym wszystkim. Róbcie to wszystko powoli, wprowadzajcie zmiany stopniowo, tylko wtedy taka misja może zakończyć się sukcesem i mieć długofalowe skutki w postaci zmiany stylu życia na bardziej aktywny i zdrowszy bo to wszystko przerodzi się w dobre nawyki, nie będzie to już pobożnym życzeniem, postanowieniem czy wyrzeczeniem a stanie się Waszą rutyną, Ale wsłuchujcie się w siebie i obserwujcie swoje ciało. Jeśli dzisiaj naprawdę nie masz ochoty na trening bo jesteś zmęczona i nie masz ochoty już na nic to nie rób tego, to najprawdopodobniej i tak nie sprawi Ci radości. Możesz też zacząć ale jak po kilku minutach dalej nie masz na to i chęci rzuć to i zrób coś na co naprawdę mas ochotę lub nie rób zupełnie nic :) Przełóż trening na następny dzień lub w ogóle odpuść, Twój świat się przez to nie zawali, bo raz na miesiąc odpuścisz ćwiczenia. Regeneracja  w tym momencie może być bardziej potrzeba Twojemu organizmowi niż kolejny trening. To samo z jedzeniem. Masz ochotę na kilka kostek czekolady? Zjedz! Bo za kilka dni zjesz cała tabliczkę lub dwie i będziesz w jeszcze większej frustracji. Znajomi wychodzą na pizzę  i piwo w weekend? Idź razem z Nimi, nie odmawiaj sobie tej przyjemności. 

Pamiętaj, musi być ta równowaga bo inaczej można zwariować i rzucić wszystko na długie miesiące. 

Nie bój się też zmian. Chodzisz na siłownie przez 3 miesiące, jednak dochodzisz do wniosku że już nie chcesz bo wkręciłaś się w jakaś inną aktywność  i możesz ćwiczyć w domu? Jeśli dobrze to przemyślałaś, przeanalizowałaś wszystkie za i przeciw i jest to naprawdę świadoma decyzja to zrezygnuj z niej, to i tak za chwilę przestanie sprawiać Ci radość a przecież nie o to chodzi żeby się zmuszać. I tak w ciągu dnia i życia zmuszamy się do robienia zbyt wielu rzeczy, których nie chcemy robić a niestety naprawdę musimy. Nie patrz na to co powiedzą znajomi, masz mieć z tego przede wszystkim radość i koniec :) Ja 2 tygodnie temu też zrezygnowałam z chodzenia na siłownię na którą chodziłam przez rok, najpierw często później z różnych przyczyn już sporadycznie. Chciałam to zrobić już w grudniu ale pomyślałam że może od stycznia zacznę znowu regularnie na nią chodzić, nic z tego, ćwiczenia w domu i powrót do biegania wygrały. Więc nie walczyłam, oddałam się temu co na chwilę obecną bardziej mi odpowiada i sprawia mi faktyczną radość. Jeśli zechce wrócić, możecie to zrobić w każdej chwili.

I coś co może powinno być na początku :P Nie czekaj na dobry czy wręcz idealny moment aby zacząć realizować swoje takie czy inne postanowienia, nie czekaj jutra, poniedziałku czy nowego miesiąca, wstań i zacznij robić to już, nie musi to być morderczy killer z Ewka :) może to być 15 min rozciągania. Nie musisz od razu gotować 5 super zdrowych posiłków dziennie, wystarczy że do drugiego śniadania dorzucisz jakiś owoc, czy do kanapki z serem i szynką włożysz sałatę :) Może to się Wam wydać śmieszne, ale pamiętajcie, nie od razu Rzym zbudowano :) lepiej iść małymi krokami cały czas do przodu niżeli zrobić jeden duży, ustać w miejscu czy się cofać. 


Krótkie podsumowanie tej rozprawki :) Zacznij działać już dziś, nie odkładaj tego na potem, nie ma takiego dnia tygodnia. Znajdź taki sport, którego uprawianie da Ci radość, wtedy to będzie Twoją rutyną, przestaniesz to traktować jak postanowienie czy wyzwanie. Daj sobie czas na odpoczynek, relaks i lenistwo :) Nie karz siebie za to jeśli nie wykonałaś czegoś bo nie miałaś na to siły ani ochoty, słuchaj siebie. Pamiętaj, każdy mały poczyniony krok przybliża Nas do celu :) 
Myślę że będą kolejne posty o tej tematyce, chociaż wbrew pozorom nie są łatwe do pisania. Teraz mówcie jak u Was to wszystko wygląda, jest wszystko czy nic?  :)




















20 stycznia 2017

I znowu nie zdążyłam...


Ten post jest z serii tych dojrzewających, który swoje musi przeczekać, odleżeć... Zaczęłam go pisać już w grudniu wiec stąd jego początek, jednak ściśle wiąże się z Nowym Rokiem, ze styczniem , z podsumowaniami, nowymi postanowieniami oraz planowaniem...

Grudzień jest miesiącem bardzo przyjemnym i przez wielu z Was na pewno wyczekiwanym. Długie wieczory, ciepły koc, skarpetki, coś gorącego do picia, książka, film... Kto tego nie lubi :) 
Ale to również miesiąc w którym robimy wszelakie podsumowania z całego roku... Finansowe typu wpływy, wydatki, ale również rozliczenia z Naszych skrzętnie robionych list, planów, zamierzeń, postanowień, które były robione pod koniec zeszłego roku. Dotyczą one dosłownie wszystkiego...  lista książek do przeczytania, filmów do obejrzenia, języków do nauczenia, kursów do zrobienia, miejsc do odwiedzenia, nowy jadłospis, plan treningów rozpisany na cały rok i wiele wiele innych spraw i postanowień.
Odgrzebujemy te stosy zapisanych karteczek czy całych stron w jakimś kalendarzu, weryfikujemy co udało Nam się zrobić, czego nie, co przenieść na przyszły rok, a co wykreślić i nigdy do tego już nie wracać...

Ten czas to tez podsumowanie Nas samych... Naszych relacji z innymi, Naszych przyjaźni czy innych znajomości, co przetrwało a co niestety bądź stety gdzieś się rozwiało.To jest chyba trudniejsze do przeanalizowania, bo oprócz wyliczania Naszych sukcesów gdzieś po drodze zdarzały się pewnie i porażki a do tego zawsze najciężej jest się przyznać i się z tym pogodzić.

Czasem też te 12 miesięcy upłynie Nam od tak po prostu, zwyczajnie, nie dzieje się zupełnie nic... praca dom, praca dom i tak 365 dni w roku bez żadnych rewelacji. Z jednej strony ma to swoje plusy - stabilizacja, bezpieczeństwo, komfort. A z drugiej myśl że stoimy w miejscu, nie rozwijamy się, może działać przygnębiająco. Wtedy warto pomyśleć co możemy zrobić aby przyszły rok był lepszy, owocniejszy. Zmiana pracy na lepszą? Jeszcze żeby to było takie proste, nie? :) Ale może warto pomyśleć o jakiś kursach, szkoleniach, to zawsze krok w przód. Może zacząć chodzić na siłownię lub ćwiczyć w domu? Zdrowiej odżywiać? Więcej czytać? A może zacząć krok po kroku budować, wzmacniać Naszą odwagę,
pewność siebie jeśli Nam tego brakuje? Siłownia czy ogólnie ćwiczenia, bieganie jest dobrym początkiem do tego, wiem co piszę, sama to przerabiałam :) To tylko niektóre ale chyba i jedne z najczęstszych postanowień noworocznych i w ogóle postanowień :)  

Każdy znajduje się na innym etapie życie, jest w różnym wieku, w różnych sytuacjach i to dużej mierze od tego zależy kto jakie ma postanowienia. Jednak mimo wszystko chyba najczęściej słyszane to: chce schudnąć, chce mieć więcej wolnego czasu dla sienie, chce więcej czytać, zdrowiej się odżywiać, zacząć chodzić na siłownię... Przy tym mieć jeszcze sporo wolnego czasu dla siebie :)  achhh tez bym to wszystko chciała :) 




Jednak ja nie należę do osób które już od początku grudnia tworzą nowe listy z postanowieniami żeby wraz z nadejściem Nowego Roku wszystko przewrócić do góry nogami.Zawsze mam w głowie kilka rzeczy które chciałabym zmienić, poprawić, ulepszyć, ale już nie zapisuję tego... zrobiłam to raz... Włożyłam tą listę długą na 3 strony do kalendarza. Pod koniec roku robiąc porządki znalazłam to i się załamałam. Nie byłam w stanie wykreślić z tej listy nawet jednego punktu. Pominę fakt że to co tam było w 90 % było niewykonalne na tamten czas. Od tamtej pory przestałam to robić, chociaż zawsze się do tego przymierzałam. 

W tym roku jest dokładnie to samo, a może jednak i nie?... Jestem bogatsza o wiele doświadczeń, których nie miałam kilka lat wstecz. Moja lista będzie krótka i będzie zawierać bardziej ogólniki niżeli szczegółowo rozpisane punkty, tak żeby pod koniec następnego roku znowu nie było rozczarowania. Będą tam rzeczy o których myślałam już dawno, do niektórych robiłam nieśmiałe podchody a w efekcie i tak odkładam na jutro, na za tydzień, na za miesiąc, na przyszły rok... Jednak męczą mnie już te wszystkie niedokończone sprawy, które się gdzieś cały czas za mną ciągną i piętrzą oraz to, że tyle pomysłów, planów, zamierzeń pozostaje wciąż nietknięta i może tak dalej pozostać jeśli się za to w końcu nie zabiorę.  Np ten blog odkładałam w czasie cały okrągły rok, pierwsze przymiarki robiłam dokładnie 12 miesięcy temu...

Mam nadzieję że przyszły rok będzie dla mnie rokiem dokończenia wszystkiego co zaczęłam na wszystkich płaszczyznach, pozamykania wszystkich starych spraw żeby w końcu pójść do przodu... Uporządkowania swojego najbliższego otoczenia, zrobienia generalnych porządków wszędzie...w głowie, w szafie, w komputerze, w zdjęciach... wszędzie. Oraz rokiem w którym zacznę plany i projekty które odkładałam w czasie już od dawna, niektóre nawet kilka lat. To wszystko będzie tak kawałek po kawałku, świadomie, bez pospiechu. mam w końcu na to znowu cały rok :) 

Jak Wy radzicie sobie z końcem roku i początkiem nowego? Macie wszystko już zaplanowane, czy na bieżąco robicie plany na dany dzień, tydzień czy miesiąc? Macie jakieś sprawdzone sposoby? Piszcie w komentarzach jak to jest u Was i jakie narzędzia do planowania sprawdzają się u Was najlepiej :)
 
W tym poście to już wszystko. Ale niedługo pojawi się kolejny na temat świadomego planowania i jak to robić żeby w tym wszystkim nie zwariować i się nie pogubić :)



 

3 stycznia 2017

Wykończyłam... Czyli projekt denko #1



Dziś przychodzę do Was z postem o kosmetykach które zużyłam  w ostatnich tygodniach. Puste opakowania wysypują się już z koszyka więc to znak że czas napisać o nich kilka słów. No to zaczynamy :)


Udało mi się zużyć dwa kemy do twarzy i krem pod oczy. Lekki krem brzozowy jest przyjemnym codziennym kremem do stosowania rano. Daje uczucie lekkiego, przyjemnego nawilżenia. Można go nakładać również pod makijaż - szybko się wchłania a kosmetyki kolorowe trzymają się na nim dobrze, nic się nie waży, nie roluje i ta cała reszta :) Jednak na okres późnej jesieni i zimy może być za lekki, przez resztę miesięcy sprawdza się świetnie. Dodam jeszcze że jest to krem hypoalergiczny o bardzo przyjemnych składzie i że to moje drugie zużyte opakowanie.  

Kolejny krem to Effaclar Duo plus z LaRoche-Posay. Bardzo dobry krem na momenty  gdy nasza skóra ma gorszy czas i chwilowo wariuje. Niweluje zaczerwienienia, wypryski szybciej się goja, skóra staje się wygładzona. Zwykle stosowałam go na noc dla ukojenia cery po całym dniu, czasem zdarzało mi się go nakładać rano pod makijaż, też dawał radę :)

Łagodzący krem pod oczy z Sylveco. Hypoalergiczny lekki krem  który z założenia producenta miał nawilżać, koić, usuwać objawy zmęczenia, niwelować zaczerwienia, opóźniać oznaki starzenia. Ja jednak nie zauważyłam żeby jakoś znacząco wpływał na stan mojej skóry pod oczami. Jego pojemność to aż 30 ml. Moim zdaniem jak na krem pod oczy to trochę dużo. Plus na pewno za opakowanie tak samo jak w przypadku wyżej opisanego kremu do twarzy.





Kolejny produkt marki Sylveco, rumiankowy żel do twarzy, bardzo przyjemny, łagodny żel do stosowania jak dla mnie na rano do zmycia kosmetyków które nałożyłam na noc. Z wieczornym oczyszczaniem u mnie nie daje rady ale na rano jak najbardziej.

Kolejny produkt do mycia twarzy to żel z peelingiem do skóry nomarlnej, tłustej i mieszanej liście manuka,  oczyszczający pory do stosowania rano i wieczorem z Ziaji. Tego produktu używałam właśnie wieczorem. Nie jest to produkt bardzo oczyszczający ale do codziennej pielęgnacji się sprawdził.



Następne produkty to maseczki z Lush. Pierwsza z nich to Dark Angels. Jest to oczyszczająca pasta do cery tłustej, niezły zdzierak. W swoim działaniu jest naprawdę dobra, jednak dla mojej cery jest zbyt agresywna, za mocna.

Druga to Cupcake. Bardzo przyjemna, nawilżająca maseczka o zapachu czekolady. Uwierzcie mi, ten zapach jest tak obłędny że ma się ochotę od razu zlizać ją z buzi :) polecam. 

Zużyłam również kwas azelainowy. Używałam go razem z glukonolaktonem w formie maseczki do twarzy. Jest to produkt z którym można zacząć swoją przygodę z kwasami. Używając go zgodnie z zaleceniami raczej krzywdy sobie nim nie zrobicie. Na mojej buzi może rewolucji nie zrobił ale po jego używaniu moja cera była rozjaśniona, przyjemnie wygładzona i miękka w dotyku. Jako uzupełnienie stosowałam i nadal stosuje maść z tym kwasem, która pojawi się pewnie w kolejnym denku. 


 
Kolejny zużyty produkt to antycellulitowy grejpfrutowy peeling do ciała z Lirene. Przy zakupie tego kosmetyku nie kierowałam się na pewno tym, że jest antycellulitowy :) Już dawno przestałam zwracać uwagę na takie określenia na opakowaniach, tym bardziej nie sugeruje się nimi przy kupnie :) Kupiłam go pod wpływem chwili na lotnisku czekając na lot. Brakowało mi w łazience takiego gotowego peelingu, jak się sprawdził... ot taki zwyklaczek, umył, zdarł co miał zedrzeć, ładnie pachniał i to tyle. Jestem wierna peelingom kawowym, ale raz na jakiś czas chce mi się spróbować czegoś innego, gotowego o innym zapachu jak właśnie kawa :)

Kolejny kosmetyk to serum modelujące do biustu. I znowu krótki komentarz, nie wierze w żadne takiego typu właściwości :) To był zakup poczyniony również z czystej ciekawości niżeli z potrzeby. Bardzo długo go zużywałam i na pewno nie kupię już więcej nic z takiego typu produktów do ciała. Ładnie pachniał, dawał uczucie nawilżonej skóry i to tyle.



Udało mi się wykończyć dwa szampony do włosów. Pierwszy z nich jest z Alterry, który ma nadawać włosom połysk, a drugi... no właśnie, nie mam pojęcia co to za szampon... dostałam go od mojej fryzjerki i wiem o nim tylko tyle że jest to włoska linia profesjonalnych kosmetyków. Jest to szampon odświeżający, nadający przyjemny chwilowy chłód skórze głowy. Dla mnie szampon ma dobrze oczyścić skórę głowy (ale jej nie podrażnić) oraz włosy, niczego więcej od nich nie oczekuje, oba się sprawdziły.  
Czas na dwie maski do włosów. Maska z Biovaxu - intensywnie regenerująca do włosów suchych i zniszczonych zupełnie u mnie się nie sprawdziła, włosy były po niej suche, bez życia, takie siano.

Maska bananowa z Kallosa już dużo lepiej radziła sobie z moimi włosami. Były po niej dociążone, nawilżone, lśniące. Czy polecam? Myślę, że warto kupić to małe opakowanie i spróbować. Dodam że moje włosy sięgają pasa, mają średnią porowatość (tak mi się przynajmniej wydaje :D) są bardzo ciemne i nigdy nie były niczym farbowane, poza kilkoma refleksami pod spodem włosów żeby sprawdzić jak moje włosy będą się zachowywać pod wpływem farby. 



Udało mi się również zdenkować dwa kremy do rąk. Staram się je używać jak najczęściej ale nie zawsze mi się to udaje. Czasami są takie dni, że sięgnę po nie tylko wieczorem przed spaniem. Ten pierwszy został kupiony kilka miesięcy temu w superdrugu. Jest bardzo lekki, szybko się wchłania, nie nadaje się na chłodniejsze dni. U osób które mają suche dłonie się nie sprawdzi. Podobnie jak ten osławiony Eos. Jest to kolejny kolejny krem o lekkiej formule, którego już po kilku minutach nie czujemy, no może tylko jego zapach, to chyba jedyny jego plus. Z tego co wiem inne wersje zapachowe nie różnią się od tej różowej. Cena w ogóle nie jest adekwatna do jakości. 



Zużyłam  również sól do kąpieli z Isany o zapachu ziół alpejskich. Bardzo przyjemny umilacz kąpieli, ładnie pachnie, jest przyjemna dla skóry, woda zmienia kolor na zielony :) Polecam  :)
 
Woda toaletowa Davidoff Cool Water.  Jest to bardzo fajny, świeży, kwiatowy zapach. Na mojej skórze utrzymywał się bardzo długo, na ubraniach jeszcze dłużej. Nie był dla mnie męczący czy duszący. Nie jest to moje pierwsze opakowanie i na pewno nie ostatnie :)



 
Kolejni zdenkowani to korektory marki Catrice - Liquid Camouflage High Coverage w kolorze 010 Porcellain i 020 Light Beige. Dają one średnie krycie, ale są dość trwałe,  na mojej skórze utrzymywały się w dobrym stanie do ok 7 godzin. Niestety nie nadają się w okolicę pod oczami. Wysuszają ją i podkreślają zmarszczki. Jednak kupiłam kolejne opakowanie , bo nie mogę znaleźć nic innego, lepszego, co by odpowiadało mojej skórze. Marka wprowadziła trzeci odcień tego produktu - 005 Lihgt Natural. 



Ufff, to już chyba wszystko. Trochę się tego nazbierało ale doszłam do wniosku że nie ma sensu tego dzielić na dwa posty. Obiecuję że następne denka będą krótsze, co też pozwoli mi na dokładniejsze opisane zużytych produktów. Myślę też że wraz z kolejnymi takiego typu postami nabiorę więcej wprawy w opisywaniu tych wszystkich kosmetyków ;) 

Miałyście coś z tych kosmetyków, lubicie je czy może wręcz przeciwnie? Jestem ciekawa Waszych opinii więc piszcie :) 
Do usłyszenia  :)